Według danych Agencji Rozwoju Przemysłu polskie elektrownie kupują węgiel już po ponad 641 zł za tonę, co jest wzrostem aż o 86 proc. w ciągu jednego miesiąca. Wynika to po części ze wzrostu cen już dostarczonego węgla, ale też z wynegocjowanej korekty faktur za poprzednie miesiące. Wzrost cen węgla jest znacznie powyżej wzrostu kosztów jego wydobycia. Zapewne spowoduje to, że państwowe kopalnie zamiast strat będą osiągać ogromny zysk, nawet jeśli wydobycie spada do historycznych minimów, a zarobki górników rosną.
Znacznie większy wzrost cen czeka lokalne ciepłownie, którym grozi bankructwo albo przejęcie przez większe spółki. Problem wzrostu cen paliwa dla ciepłownictwa wynika z faktu, że około połowy polskich ciepłowni opiera produkcję na węglu importowanym, który był kupowany w szczytach cenowych za 70–80 zł/GJ. Węgiel z krajowych kopalń jest zdecydowanie tańszy od importowanego. Udział węgla kamiennego w kosztach produkcji energii według analiz PGG S.A. nie przekracza 25 proc.
Zdaniem ekspertów, do wysokich cen energii przyczynił się przede wszystkim bardzo drogi węgiel importowany przez spółki na zlecenie Skarbu Państwa. – Spółki kupowały węgiel po bardzo wysokich cenach, typu 400 dol. za tonę. Teraz ten węgiel został odsiany, by zrobić z niego węgiel sortowany – dla odbiorców indywidualnych i mniejszych kotłowni, które mają piece rusztowe i nie mogą używać miału. Po odsianiu zostaje im więc miał. Optymistycznie zakładając, 20 proc. to węgiel sortowany, a pozostałe 80 proc. – miał – opisuje Grzegorz Onichimowski, były szef Towarowej Giełdy Energii, ekspert Instytutu Obywatelskiego. W imporcie kupiono ok. 15 mln ton, z czego udało się odsiać 3–4 mln ton dla indywidualnych odbiorców. Pozostało 11–12 ton bardzo drogiego miału, który jest dzisiaj spalany w zawodowej energetyce. Za wysoką cenę importowanego na gwałt węgla ktoś musi teraz zapłacić. Wygląda na to, że będą to odbiorcy energii.