Polska ma być rynkiem zbytu dla drożejącego węgla i drożejącej energii



Greenpeace zapowiedział podjęcie kroków prawnych mających na celu wstrzymanie pozwoleń na działalność co najmniej dziewięciu kopalń węgla, do czasu uzupełnienia przez ich właścicieli dokumentacji o oceny oddziaływania na środowisko.

– Tak zwane organizacje ekologiczne ustawicznie szukają sposobu na sprowadzenie do Polski kryzysu energetycznego – zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki.

  • Jerzy Markowski wskazuje, że faktycznym celem tzw. ekologów jest doprowadzenie do realnego wstrzymania pacy kopalń wydobywających łącznie około 15 mln ton węgla na rok.
  • Spowodowałoby to potrzebę importu tej ilości węgla i to po cenach aktualnych, czyli najwyższych od piętnastu lat.
  • Zdaniem Jerzego Markowskiego czeka nas katastrofa energetyczna, jeżeli dalej będziemy bezrefleksyjnie eliminować własne surowce energetyczne i zastępować je nierealnymi iluzjami.

Wśród zakładów, które na celownik wziął Greenpeace, znalazło się dwanaście kopalń należących do Polskiej Grupy Górniczej (PGG), dwa zakłady Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) oraz PG Silesia i jeden zakład przeniesiony do Spółki Restrukturyzacji Kopalń.

„Większość przedłużonych koncesji na wydobycie została pierwotnie wydana w latach 90., kiedy ocena oddziaływania kopalń na środowisko nie była wymagana. Na podstawie wprowadzonej w 2018 r. specustawy jednokrotnie przedłużono 16 zezwoleń na wydobycie bez konieczności dostarczenia ocen oddziaływania na środowisko oraz bez uwzględnienia stanowiska osób i samorządów bezpośrednio dotkniętych działalnością kopalni. Spółkom górniczym pozwolono na pominięcie procedury oceny oddziaływania na środowisko, której częścią są konsultacje społeczne” – wskazuje Greenpeace.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska przyznaje, że faktycznie nastąpiło przedłużenie koncesji kończących się w 2020 roku w ramach ówcześnie obowiązujących przepisów. Było to konieczne z uwagi na skomplikowaną sytuację, przed którą stanął sektor wydobywczy węgla kamiennego w 2016 roku i latach następnych. Istotną rolę przy przedłużaniu koncesji odgrywał także czynnik społeczno-ekonomiczny związany ze skalą zatrudnienia w tych zakładach.

„Wyłączanie lub czasowe zawieszanie produkcji w kolejnych kopalniach, które nastąpiłoby w przeciągu kilku następujących po sobie miesięcy, doprowadziłoby do bezprecedensowego kryzysu. Aby zabezpieczyć dostawy paliwa dla elektrowni oraz elektrociepłowni niezbędne było podjęcie omawianych działań” – wskazuje ministerstwo.

Niebezpieczeństwo energetycznego kryzysu

– Tak zwane organizacje ekologiczne ustawicznie szukają sposobu na sprowadzenie do Polski kryzysu energetycznego – zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. I wskazuje, że ostatnie miesiące dostarczyły wielu dowodów na takie postępowanie.

– Najbardziej spektakularny przykład to Turów, gdzie organizacje te wyposażają zarówno stronę czeska, jak i polskich ekologów w argumentację merytoryczną. W przypadku Turowa uległość wobec tej argumentacji oznaczałaby wyłączenie 7 procent podaży energii z bilansu energetycznego Polski – podkreśla Jerzy Markowski.

– Kolejny przykład to złoże węgla brunatnego Złoczew, gdzie generalny dyrektor ochrony środowiska niestety przyjął argumentację tzw. ekologów, co spowoduje, że za piętnaście lat Elektrownia Bełchatów nie będzie miała dostępu do złoża węgla brunatnego. Efektem tego będzie kolejne zmniejszenie podaży energii do krajowego bilansu energetycznego. Tym razem o ponad 20 procent. Trzecim przykładem skuteczności tzw. ekologów jest decyzja Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która de facto zablokowała projekt Orzesze. To znaczy zablokowała podaż około 4 mln ton węgla na rok, który trzeba będzie kupić poza granicami kraju po horrendalnie wysokich cenach – dodaje Jerzy Markowski.

Wskazuje przy tym, że ostatnie tygodnie dostarczyły wręcz książkowego przykładu szkodliwości działań tzw. ekologów dla dostatku energetycznego w Polsce.

– Greenpeace zakwestionował tryb przedłużenia koncesji dla dziewięciu kopalń węgla kamiennego, domagając się wstrzymania wydobycia w tych kopalniach do czasu uzyskania nowych koncesji w oparciu o nowe raporty środowiskowe – mówi Jerzy Markowski.

– Pierwsza niedorzeczność polega na tym, że jeżeli ktoś ma pretensje do trybu wejścia w życie regulacji prawnych, to powinien złożyć stosowny wniosek do Trybunału Konstytucyjnego. Oni jednak doskonale wiedzą, że wszystko jest w porządku, bowiem koncesje zostały przedłużone w oparciu o regulację prawną wnioskowaną przez ministra środowiska przy akceptacji ówczesnego ministra energii, czyli zgodnie z polskim prawem geologicznym i górniczym. Ustawę tę na wniosek rządu uchwalił parlament i podpisał prezydent. Jest to więc legalnie obowiązujące prawo. Jednak faktycznym celem tzw. ekologów jest doprowadzenie do realnego wstrzymania wydobycia w tych kopalniach wydobywających łącznie około 15 mln ton węgla na rok – podkreśla Markowski.

I zwraca uwagę, że spowodowałoby to potrzebę importu tej ilości węgla i to po cenach aktualnych, czyli najwyższych od piętnastu lat.

– Żeby spełnić warunek Greenpeace’u potrzebna byłaby następująca ścieżka proceduralna – zaznacza Jerzy Markowski. – Po pierwsze minister klimatu i środowiska musiałby uchylić przez siebie samego udzielone, w trybie przez siebie wnioskowanym, istniejące koncesje. Potem kopalnie musiałyby przygotować na bazie posiadanych dokumentacji geologicznych nowe projekty zagospodarowania złóż, skierować je do zaopiniowania przez okręgowe urzędy górnicze. Do tego momentu wszystko szłoby sprawnie, bowiem akurat urzędy górnicze doskonale rozumieją funkcję górnictwa w Polsce – ocenia Jerzy Markowski.

Wskazuje jednocześnie, że największy problem byłby z ostatnim dokumentem, czyli raportem oddziaływania na środowisko. Sporządzenie tego raportu dla każdej kopalni to około rok do półtora roku pracy.

Skutki byłyby opłakane

– Potem odbyłaby się długotrwała dyskusja z gminami, z mieszkańcami. A co gorsza, ze stale kontestującymi wszystkie działalności górnicze tzw. organizacjami ekologicznymi – podkreśla Jerzy Markowski.

– Praktyka pokazuje, że jest to okres około 4-5 lat, kiedy to Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska prowadzi tę procedurę w celu wydania swojej decyzji. I teraz dochodzimy do momentu kluczowego, czyli do sytuacji, którą znamy już z Turowa, Złoczewa czy Orzesza, że Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydaje decyzje pozytywne, natomiast tzw. organizacje ekologiczne odwołują się od tej decyzji do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie i ta – jak miało to miejsce w przypadku Złoczewa i Orzesza – uchyla pozytywne decyzje Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Tym samym podważając kompetencje swoich organów terytorialnych, jakimi są Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska i odmawia procedowania złożonego raportu – zaznacza Markowski.

I podkreśla, że w tym stanie rzeczy kopalnie po kilkuletnim okresie wstrzymania wydobycia byłyby do zamknięcia ze wszystkimi skutkami społecznymi i energetycznymi dla Polski.

– Oznaczałoby to przyspieszoną katastrofę energetyczną, która zresztą i tak nastąpi, jeżeli dalej będziemy bezrefleksyjnie eliminować własne surowce energetyczne i zastępować je nierealnymi iluzjami – ocenia Jerzy Markowski.

– W przypadku owych dziewięciu kopalń trzeba po prostu zignorować wniosek tzw. ekologów a przy okazji dokładnie zbadać, jaki mechanizm preferuje stanowisko tzw. ekologów w procedurach Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, gdzie nadaje im się dużo większą rangę niż rzetelnym procedurom przeprowadzonym przez Regionalne Dyrekcje Ochrony Środowiska. Cała ta sprawa jest kolejnym fragmentem kampanii mającej na celu uczynienie z Polski rynku zbytu dla drożejącego węgla i drożejącej energii – podsumowuje Jerzy Markowski.